Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znam siebie, oburza mnie niesprawiedliwość i w kompromisy z nią wchodzić nie umiem wcale.
W dodatku byłbym na tém stanowisku, nieokreśloném, niepewném, solą w oku tym, którym bym ich chleba kawałek odbierał. Pierwszym więc skutkiem byłoby zjednanie sobie nieprzyjaciół.
Co począć! mam zegarek do zastawienia lub sprzedania, ale wart niewiele, a gdy przyjdzie odkryć się z naglącą potrzebą, zechcą mnie naturalnie wyzyskać.“
„10-go lipca.
Nic dotąd.
Petrowicz powziął chyba albo jakieś podejrzenie, lub szczególną dla mnie sympatyą. Uciekam od niego skryć się nie mogąc.
Zmuszony byłem raz dać mu się zaprowadzić wieczorem do jego dworku, gdzie mnie nakarmił, napoił i wymęczył ciągle opowiadając rzeczy, które do głębi wzruszały. Musiałem udawać obojętnego — co mi z trudnością przychodziło.
Nie posądzam go aby się czego domyślał, nie, nie może to być; poprostu starowina się nudzi, gadać lubi, a mówi najchętniéj o przeszłości i zaczepia ciągle o jakąś boleśnie mi brzmiącą strunę...