Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyznać, żem o smutnym losie wygnańca słyszał coś dawniéj i śmierć jego potwierdzić.
— Powiadam panu — dodał wysłuchawszy mnie Petrowicz — że to cóś dla mnie niepojętego jest. Ani głosem, ani twarzą go pan nie przypominasz, jesteś pewnie starszym niż on, a pomimo-to sam nie wiem co czyni go do mego nieboszczyka podobnym.
— Biedny człek — mówił daléj — zostawił tu żonę, córeczkę... Jéjmość była zmuszoną wyjść zamąż, aby mieć opiekuna. Wzięła bardzo zacnego człowieka, ale on jéj nie dorósł ani sercem ani głową, a porównanie z tym którego straciła, musi jéj życie czynić nieznośném. Ale to zacna, poczciwa niewiasta... poświęciła się dla dziecka.
Słuchałem własnéj historyi z ust starego tak wzruszony, iż wistocie zdradzić się obawiałem. Szczęściem Petrowicz, powziąwszy dla mnie jakąś sympatyą, zmienił treść rozmowy i począł mi po cichu dawać informacye co do umieszczenia się mojego...
Zna on tu wszystkich i odkrył mi wiele tajemnic, z których może będę mógł korzystać. Musiałem mu podziękować.
Nie wypadało mi niegrzecznie tak odejść,