Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Milczał słuchając a nie spuszczając mię z oka.
— Dziwna rzecz — odezwał się po długim przestanku — prawdziwie niepojęta rzecz... Oto, powiem acanu dobrodziejowi, że choć niema między nim a nieboszczykiem moim niegdyś znajomym, obywatelem z tych stron — którego ja rodziców i jego kochałem wielce — najmniejszego podobieństwa... jednak, Pan Bóg wie czém, tak mi go pan żywo przypominasz!!
Podniosłem oczy aby dowieść, że mnie to niespodziane wyznanie wcale nie zmięszało, ale twarz mi się krwią oblała...
Petrowicz szczęściem patrzał na stół i ciągnął daléj:
— Nieszczęśliwy los miał ten biedny człowiek — a na inny zasługiwał!!
Nie śmiałem go pytać, milczałem cały drżący.
Patrząc mi w oczy, cicho, jakby mimowoli wysylabizował nazwisko moje dawne. Musiałem mu się przedstawić jako Maryan Ciesielski.
Po chwili mecenas, wiedząc już że długi czas na służbie spędziłem w oddalonych prowincyach, powtórzył nazwisko moje i zapytał czy nie słyszałem co... czym nie spotkał tego nieboszczyka??
Straciłem na chwilę przytomność niemal ze wzruszenia. Zdawało mi się, że najlepiéj będzie