Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przedzającym, nie rano wstawszy, poszedł szukać przyjaciela, z wielkiém zdumieniem swém nie znalazł go w domu, a na stole kartkę tylko:
„Mój drogi, nie szukaj mnie proszę — potrzebuję spoczynku, muszę się oddalić, ale nie żegnam cię, i mam nadzieję, że na tym świecie zobaczymy się jeszcze. Twój K.”
Państwo Bolesławowstwo, znając jego przywiązanie do córki, posądzili go, byli prawie pewni tego, że podążył za nowożeńcami, aby niewidzialnym być ich szczęścia stróżem.
I była znowu prześliczna Noc majowa piękniejsza od tamtych dwu, z ciepłym deszczem i groźną burzą piorunującą — była rzadka u nas majowa noc, ciepła, z księżycem, gwiazdami, wonią wszystkich drzew rozkwitłych i rozśpiewanemi słowikami...
Ale w tym domu któryśmy widzieli przed laty ze światłem w oknach, z życiem w nim, otoczonym kwiecistym ogrodem — w domu tym było ciemno. Pozamykane okiennice, zaniedbane ścieżki, zdziczałe krzewy i kwiaty dowodziły, że tu zdawna nikt nie mieszkał, że dwór stał pustką... Ciszy grobowéj nie przerywał nawet szelest wiatru, słowicze śpiewy rozlegały się wśród niéj szeroko, swobodnie.