Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

néj, począwszy od krupniku do kończących go naleśników. Butelczyna wina starego, nieosobliwego stała na kredensie, a posługujący stary nalewał z niéj ostrożnie nie zapraszając do wypróżnienia kieliszków.
Po obiedzie staruszek usypiał i goście siedli przy kominku odpocząć.
Petrowicz był milczący, ale pogodnego oblicza. Chciał z czasu korzystając odczytać Karolowi testament, lecz ten oparł się i prosił aby go oszczędził. Widok tego dworu, starca, tego kończącego się życia, jakby urwanego bez dalszego ciągu, bez spadku obyczaju i zachowywanego tu przez lat tyle porządku, miał w sobie coś tak smutnego, iż Karol patrzył nań jak w grób.
Przy najgorętszéj chęci zachowania tu pozostałości po starym, zacofanym człowieku — wszystko z nim musiało iść do mogiły. Sztucznie przedłużony żywot miał się nagle i gwałtownie skończyć — powódź miała zalać ten kąt dotąd od zalewu ocalony...
Wieczorem przywołano Karola do stryja, późniéj wezwano do Petrowicza, ale starzec był zmęczony i pilnująca go jéjmość prędko się gości pozbyła.
Dzień następny był przeznaczony na spełnie-