Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Klarcię mi przywieść potrzeba, abym ją zobaczył i pobłogosławił...
Długo trwały pytania, odpowiedzi i cicha rozmowa. Stary powracał ciągle do upartéj myśli swéj: trzymajcie się ziemi i ciułania grosza.
— Śmieli się ze mnie i ohydzili w oczach całego świata za skąpstwo i pieniactwo... alem ja mój spokój i wszystko poświęcał, aby nie uronić com wziął a przysporzyć...
Jesteś ojcem — dodał zwracając się do Karola — nie dawaj córki takiemu, któryby nie umiał utrzymać, dorobić. Zostawuję wam procesa, trzeba je prowadzić do końca i wygrać. Zakazuję zgody pod błogosławieństwem — chodzi o ziemię... ziemia to nasza! nie puszczać jéj! nie dawać!!
Stary się rozgorączkował i zakaszlał, a że już mówił za długo, z za pawilonu ukazała się w białym kornecie kobieta i pośpieszyła z kubkiem ziółek, domagając się aby pan mówić przestał.
Dawano właśnie do stołu i stary sługa wyciągnął z sypialni Karola. W jadalnym pokoju oczekiwał na niego Petrowicz... Nakryto dla nich bieliznę zżółkłą od leżenia, ustawiono stare talerze z saskiéj porcelany, szkło z Augustowskich czasów, srebro użyciem wyślizgane i pogięte. Obiad też był zabytkiem kuchni naszéj tradycyj-