Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W téj chwili i Petrowicz zniknął i kobieta się wysunęła z pokoju — zostali sami.
— Stań tak, abym ci się przypatrzył — odezwał się głos słaby i drżący — przeciw światła... Oczy mam słabe...
Patrzył starzec i coś jak łkanie odezwało się w piersiach jego.
— A teraz siądź, tu — blizko przy mnie i mów — mów!! Chcę wiedzieć wszystko. Srodze dotknęła ręka Boża rodzinę naszę... Co za losy, co za tragedye, ile łez i nędzy — mówił stary powoli głosem przerywanym. Bogu niech będą dzięki, żem ja wczas się dowiedział...
Tu przerwał sobie narzekanie staruszek i zwolna przesuwając głowę na poduszkach, tak aby się zbliżyć do Karola, opowiadać mu kazał wszystko, od pierwszéj podróży w odległe północy kraje, aż do cudownego ocalenia i powrotu.
Pomiędzy tą katastrofą, która była powodem, że śmierć Karola rozgłoszono, a zdobyciem papierów Ciesielskiego, które dozwoliły bezpieczniéj powrót przedsięwziąć, był pewien przeciąg czasu straszną, w nędzy, o głodzie zapełniony włóczęgą, bez nadziei ocalenia, w nieustannéj obawie.
Karol z rozrzewnieniem mówił o tém, bo w tém położeniu rozpaczliwém przekonał się do-