Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla nieznajomego człowieka, o którym mu Klarcia tyle mówiła.
— Stało się — przerwał nagle Bolek — ale, mój Bogusławie, ja cię znam, jesteś wrażliwym, masz przyjaciół przed którymi, jak przed Zbąskim, nie potrafisz zachować tajemnicy. Jeśli nie wydasz się z nią dobrowolnie, wyczytają ci ją z twarzy. Pomyśl, jakie to za sobą może następstwa sprowadzić.
Bogusław, posądzony o wielomówność, żywo począł się bronić, obrażając tém, że w nim wiary nie miano. Potrzeba go było uspokoić, złagodzić rozdrażnienie, a że wieczór nadchodził i Karol okazywał jak mocno był poruszony i znękany — Bolek zabrał z sobą Bogusława, zostawując go samym.
Podali sobie ręce w milczeniu.
Zaledwie pozostał sam, Karol padł na siedzenie, twarz kryjąc w dłoniach. Żal mu okrutnie było opuścić swe dziecię, ale chciał się dla niego na przyszłość zachować i miał zamiar oddalić.
Dokąd? sam nie wiedział jeszcze. Chociaż mógł z zupełnym sumienia spokojem rozporządzać własnym majątkiem, który dla córki był przekazany, nie chciał go tknąć wcale, raz się zrzekłszy. Z owych tysiąca rubli, które mu przy-