Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skutkiem zapewnie tego uroku, jaki wejrzenie portret przypominające miało dla Klarci, dziewczę zbliżyło się samo poufaléj do nieznajomego, zowiąc go panem Maryanem...
A że tajemnicy utrzymać nie umie młodość, poznawszy się lepiéj z nim Klarcia powiedziała, że on papy oczy przypominał. Rozpłakał się Karol, i dziecię z nim. Zapowiadała mu dzieweczka, że dlatego już kochać go bardzo musi.
Nawzajem on ofiarował się jéj pomagać do nauki, rozpowiadać różne rzeczy ciekawe, pokazywać kwiatki i mówić ich nazwiska, słowem zastępować guwernantkę. Pakt ten został zawarty z wielką radością Klarci, która się czuła pociągniętą do tego dobrego człowieka.
W rozmowach z nim dziecię, żyjące jeszcze przeszłością, opowiadało mu o niéj, o matce, opisywało życie, powtarzało rozmowy, a Karol się zasłuchiwał w to szczebiotanie, które mu łzy wyciskało.
Tak w nieszczęściu największém znalazł biedny najwyższą pociechę, jaką los mu dać mógł. Pozostawało mu dziecię, nad którém czuwał, którém żył cały.
W tak urządzoném życiu nic nie zdawało się grozić przyszłości, nawet p. Bogusław dał sobie