Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmiłuj się, Karolu, wszystko to dobre — ale panuj nad sobą...
Późno w noc odjechał rozmarzony do swéj Pustelni.
W chwilę potem, położywszy spać Klarcię, weszła Wanda do pokoju męża.
— Wiesz — poczęła od progu — wiesz co mi powiedziała Klarcia? Nie mogłam jéj tego wybić z główki, że ten nieznajomy tak patrzy jak ojciec jéj na portrecie.
Dowodziło to, że dziecię dobrą pamięć miało bo wistocie wejrzenie zostało Karolowi i wyraz oczu ten sam, jaki miał będąc młodszym.
Bolek radził, aby to w żart obrócić; Wanda spodziewała się, że Klarcia późniéj o tém zapomni.
Ponieważ w domu państwa Bolesławostwa bywało teraz dosyć osób, a Bogusław też czuł się w obowiązku sierotkę odwiedzać — musiano odwiedziny Karola tak jakoś uregulować, aby go od spotkania się z obcymi zabezpieczyć.
Bolek przed ludźmi i służbą tłumaczył to tém, że mieszkaniec Pustelni był dziwak i towarzystwa unikał. Parę razy ułożono się tak, aby z Klarcią pojechała Wanda do lasu na przejażdżkę i odwiedziła dworek Karola.