Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie się mógł powstrzymać aby nie podbiedz ku niemu.
Wzrok przyjaciela trzymał go przykutym do stołka.
Pani Bolesławowa zaprezentowała mu Klarcię, która dygnęła zdala nie patrząc na gościa, i potem podniosła oczy nieśmiało, ale mrok wieczorny w saloniku dobrze mu się nie dozwalał przypatrzeć.
Właśnie w téj chwili Karol był zmuszony odpowiedzieć na pytanie Wandy — i głos mu drżał tak, że go zdradzał. Dziecię nawet uderzone było tym dźwiękiem dziwnym, w którym zdawało się stłumione brzmieć łkanie.
Chwilę jakąś mówiono o wiośnie, Klarcia pokazywała kwiatki, ale utrzymywała, że tam... w ogródku mamy były one jeszcze piękniejsze, pod staremi dębami i lipami.
Dotąd jeszcze wspomnienia opuszczonéj siedziby nieustannie na usta jéj wracały.
Wśród téj rozmowy o szaréj godzinie, służący wnieśli światło; pani domu, która obawiała się aby ono nie zdradziło Karola, pod pozorem jakimś daléj je ustawić rozkazała.
Jednakże odblask lampy padał tak na twarz Karola, że stojąca za krzesłem opiekunki Klarcia