Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od wioski dosyć oddalonéj nie dochodziła wrzawa, a widok jéj ożywiał okolicę. Słowem, było to coś idealnego...
— A! jakże by tu dobrze było umierać — zawołał Karol — na wiosnę przy piosence słowika.
Bolek chciał zrazu odpowiedzieć, lecz po namyśle ruszył tylko ramionami.
Przy obejrzeniu dworku i wszystkiego w co on był zaopatrzony, biedny zmartwychwstaniec uniósł się takiém uczuciem wdzięczności dla przyjaciela, ze mówić nie mogąc, ściskał go tylko i całował.
— Bolku mój — rzekł w końcu — wszystko to cudowne jak marzenie, ale zapomniałeś o jedném, że na tém tle jasném czarna moja boleść leżeć będzie jak plama... i straszniéj jeszcze odbijać od niego. Ja, com już tak zwątpił o ludziach, w tobie znalazłem takiego brata, przyjaciela, wybawcę, że mi się czasem zdaje, jakby to wszystko snem było!! A, jakże ja ci wdzięczność moję okażę...
— Tém, gdy zobaczę, że mniéj cierpisz i przejednałeś się z życiem.
Dworek oddany Karolowi, zwany pospolicie Pustelnią, położony był tak szczęśliwie, że w bliz-