Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w poczciwie uśmiechniętą twarz jego wpatrywałem się zdumiony.
Położył palec na ustach...
Dowiedziałem się późniéj, iż od Petrowicza usłyszawszy o chorobie Ciesielskiego, który mu jego Karola tak przypominał, uparł się koniecznie, opuszczonego wśród obcych odwiedzić i chciał mu być pomocą.
Poczciwy Bolek wistocie od razu poznał mnie, tłumaczył sobie moje postępowanie, za złe nie miał, że nie mogłem mu się zwierzyć — ale o ciężkiéj chorobie dowiadując się nie wytrzymał, aby nie przybiedz do Olsz.
Nie dawał Jakóbowi poznać, że był panem mojéj tajemnicy; gdyby najmniejszą miał wątpliwość Bolek, byłaby się rozproszyć musiała czasu choroby, bom z gorączki plótł, zdradzając się co chwila. Pilnował mnie, spełniając niby dobry uczynek względem obcego, zachowując wszelką ostrożność, aby to oczów nie zwracało, w czém mu Jakób, nie mówiąc nic, doskonale w pomoc przychodził.
Powracając do zmysłów, zobaczywszy go przy sobie, czując uścisk jego dłoni, kłamać nie mogłem, ani próbować się zapierać. Byłem tak wzruszony i osłabły, że w pierwszéj chwili, słowa