Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kredens mój wydać mu się musiał dziwnym, gdyż cztery talerze, miska, para nożów i szklanka cały składają.
Zastałem go pogrążonego w rozmyślaniu posępném nad stołem na którym wszystko było rozstawione. Nie mówił mi nic, oprócz, że musi jutro pójść do miasteczka.
— O jak ta baba gotuje!! — zamruczał pod nosem.
— Mój Jakubie — odparłem wesoło — powinieneś pamiętać, żem ja już i suchym chlebem spleśniałym i borówkami a grzybami w lasach i zgniłą rybą, a śmierdzącém mięsem żywić się nawykł... Wszystko mi teraz dobre.
Otarł łzę stary i odszedł milczący...”
„23 sierpnia.
Musimy się kłocić z Jakóbem... Wyprawa jego do Łucka nie była daremną, przyniósł z niéj całą torbę skorup, bez których, jak utrzymywał, on sam nawet obejść się nie mógł. Pogniewaliśmy się prawie, gdyż zapowiedziałem, że podobnych sprawunków na przyszłość zabraniam. Jednego grosza szkoda na to, dodałem, przyjemności w życiu szukać nie myślę.
Rozmowa ta dobyła z niego, bo się stary roz-