Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwie, które mu strasznym kontrastem przeszłość przypominało. Rozpłakał się.
Nie mówił nic, bo spojrzawszy na moję twarz posępną nie chciał mnie draźnić i rozrzewniać.
Począłem żartować z téj biedy.
Oba wiedzieliśmy, że gdy nazajutrz ludzie się przekonają, iż biedaka tego starego, obdartego, wyglądającego na żebraka, zatrzymałem sobie na oficyalistę — szydzić będą i powiedzą: jaki pan taki kram.
Nie boli to, że sąsiedzi mają mnie za ubogiego przybłędę. Zmuszony byłem, niestety, dla nadania sobie choć trochę powagi i wymożenia pewnego uszanowania, rozgłosić, że jestem dymisyonowanym urzędnikiem.
Nie wiele mi to pomaga, bo dymisyonowany urzędnik biedny, daje wiele do myślenia o sobie, ale przynajmniéj wiedzieć będą, że w razie napaści bronić bym się potrafił.
Jakób zaraz objął swe nieokreślone funkcye około dworu i gospodarstwa, ale ponieważ mu to dawnym obyczajem najmocniéj na sercu leżało, pierwszego dnia zabrał się do zaprowadzenia porządku we dworku.
Wymiótł, wyszorował, z pomocą staréj Jaryny, podłogi, drzwi, stoły i stołki...