Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tam wszystko trzeba chyba na nowo klecić, łatać, gnoić... Pola zajałowiałe, zaperzone, nigdzie płota całego, dachy poobdzierane... Mało sześciu lat na to, żeby tam rodzić zaczęło...
Wszyscy w ogóle, oprócz mecenasa, straszą mnie tą dzierżawą, Petrowicz jéj téż nie chwali, ale powtarza:
— Niechaj sobie będzie co chce, a lepiéj, że się ztąd wyniesiecie. Wam w téj mieścinie było niezdrowo...”
„12 sierpnia.
Przeniosłem się z węzełkami mojemi do dworku. Sam ekonom, włodarz, dozorca, mam wiele do czynienia, dopóki Jakób, na którego rachuję wiele, w pomoc mi nie przyjdzie. Miejscowi ludzie widocznie studjują mnie, podpatrują, radziby odkryć słabe strony, aby je wyzyskać. Idzie o to wielce, ażeby w pierwszych chwilach nie okazać się niezręcznym... nieudolnym i ślepym.
Wziąłem się gorąco do wszystkiego — a jednak nie tak zapalczywie by ludzie wnosić z tego mieli, że po niejakim czasie ustać będę musiał i osłabnąć.
Wistocie nędza niewypowiedziana: niedbalstwo niewysłowione, ruina straszna. Mój Boże, po tém mojém gospodarstwie wielkiém, porzą-