Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/776

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i synem prezesa, bo stary Mohyła już nie żył, wzywać przez gazety hrabiego. Stało się bowiem, czego nikt przewidzieć nie mógł — garbus rozgniewawszy się na ekonoma, rażony apopleksyą zmarł, nie mając czasu zrobić testamentu, cała więc jego majętność i ta, którą odebrał hrabinie, prawem spadku przechodziła na Zdzisława...
Nikt się może tém tak nie uradował, jak pani Wilelmska... Natychmiast wezwano spadkobiercę do powrotu, lecz przez rok drukowano odezwę w gazetach napróżno — zmienione imię nie dozwalało nikomu się domyślić prawdziwego nazwiska, a artysta snadź żadnego dziennika nie brał do ręki...
Kapitan jeździł umyślnie do Warszawy i uprosił artystów o wyszukanie Edgara Szmaty, lecz od lat kilku znikł był bez wieści. Nikt o nim nie wiedział.
Stasia chodziła czarno, bo była przekonana, że umarł, chociaż kapitan dowodził, iż w takim razie urzędowąby mieli wiadomość.
Mógł zginąć gdzieś w podróży — w dalekim kraju, do którego fantazya, ubóztwo, rozpacz zapędziły...
Jednego dnia jesieni późnéj nad wieczór, kapitanówma, która zawsze gospodarzyła w Suszy i chodziła tam na przechadzki do kwiatków... stała już w bramie mając do Wólki powracać, gdy na drodze ukazał się przechodzień, rodzaj żebraka, rzadko trafiającego się na prowincyi, coś pośre-