Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/774

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grą rozgrzany i w codziennym stroju dosyć zaniedbanym...
— Grałeś pan tak, żeśmy płakali wszyscy — zawołała Stasia zobaczywszy go — jesteś wielkim artystą, ale niedobrym człowiekiem...
Kapitan pochwycił go za rękę, aby mu nie uciekł.
— Tak — rzekł — płakaliśmy i smuciliśmy się, bo demon sztuki cię pochwycił za serce i już ono do niego należy. Z tém wszystkiém — pan Edgar Szmata niech zabierze com winien z Suszy hrabiemu i niech sobie z tém robi co chce.
To mówiąc, wsunął mu paczkę asygnat w ręce...
Zdzisławowi chciało się ją cofnąć, ale Porowski miał twarz gniewną.
— Przecież mi prezentu nie myślisz z nich robić — co u kaduka?... Wyrzuć sobie na ulicę, kiedy chcesz...
Musiał więc przyjąć zarumieniwszy się hrabia i wkrótce potém, nie dając się wstrzymać ani zaprosić, pożegnał Porowskich... Spodziewano się go nazajutrz — nie przyszedł; przysłał tylko przepyszny bukiet Stasi, który ona na stół rzuciła...
Nie było go trzy dni... czwartego zjawił się trochę porządniéj ubrany, ale blady i wymęczony więcéj niż dni poprzednich. Znać było na nim przebyte orgie, do których się też przyznał.
Ruszył kapitan ramionami.