Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/773

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

upatrzyć, bo unikał spojrzenia w tę stronę... Melodramat obsadzony był nieciekawie, gdyż mnóstwo doń osób wchodziło, a siły teatrzyku nie były wystarczające. Hrabia tylko płacił za wszystkich i rolę swą z tak wielkiém uczuciem i prawdą przedstawił, że słuchaczów wszystkich uniósł swym talentem, ogniem i sztuką w odcieniowaniu charakteru. Stasia płakała... Gniewała się nań, że obrał ten zawód, ale musiała przyznać w duszy, iż był doń chyba stworzony...
Kapitan chustką jawnie ocierał płynące łzy i szepnął kilka razy:
— Co to za aktor!
Wywołano pana Edgara po ostatnim akcie, smutnie poklasnęła mu Stasia i kapitan, ku którym się teraz obrócił i ukłonił im z widoczna chęcią, aby to do siebie zastosowali.
Smutny to był tryumf — niestety! — wychodzili z teatrzyku przyjaciele młodego artysty, jak z pogrzebu, nie mówiąc do siebie słowa. Kapitan się nieco ociągał, sądząc, że Zdzisław może się im ukaże... Przeczuwając to wziął był nawet z sobą owe dwa tysiące, które mu chciał oddać w tém przekonaniu, że one mu może lepszą myśl poddadzą i jeśliby go jakie zobowiązania wstrzymywały, wyzwolą. On i Stasia stali w bramie, a kapitan w końcu poprosił sługę, aby im pana Edgara wywołał. Za chwilkę zjawił się artysta, jeszcze cały