Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/767

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a hrabia — powinieneś mieć swą wolę... I z najlepszemi chęciami cofnąć się trzeba, gdy nie są zrozumiane...
Zdzisław potarł czoło i wstał.
Jak pijany poszedł machinalnie szukać kapelusza...
— Przebaczcie mi państwo — a! przebaczcie proszę... z biednym jak ja szaleńcem... nikt nie dojdzie sprawy... to darmo...
Ścisnął rękę kapitana...
— Idziesz pan? — spytał Porowski...
Stasia, która jak pogrążona w myślach siedziała, wstała i posunęła się ku niemu...
— Przepraszam pana — rzekła — ale daj mi pan słowo, że się zobaczymy jeszcze...
— Jutro rano — dorzucił Porowski — wszak tak...
— Ale po cóż? — zapytał Zdzisław — żebym wam przyniósł z sobą zmartwienie?...
— Ja potrzebuję mówić z wami — koniecznie — odezwał się kapitan. — Na Suszy gospodarować dłużéj nie chcę i nie mogę... Róbcie z nią co się wam podoba...
— To ją sprzedajcie — rzekł z rodzajem niecierpliwości Zdzisław — tak — sprzedajcie za co chcecie... Pieniądze mi odeszlecie... Nie wiem... założę gdzieś teatrzyk na prowincyi i stracę je...
Ramionami ruszył...