Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/723

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiesz... a! to mnie wywiozą i już wiem komu mnie dadzą! Ja się tego boję, ja się boję...
Schyliła się mu do ucha:
— Papa taki surowy... mówi, że mnie kocha... a! gdzie tam! gdzie tam!
— Jeżeli obronić panią mogę — odezwał się hrabia — zrobię, co mi każesz...
— Bywaj czasem... nie mów, że mnie nie chcesz... ja będę milczała... Ale nie żeń się ze mną! o! nie! nie... Ja jestem wdowa... ja noszę żałobę... i po nocach płacze!
Ponieważ kanonik z Mangoldem zbliżyli się trochę ku gankowi, przelękła Elsa podniosła głos i spytała:
— A teraz gdzie hrabia mieszka?
— W Suszy...
— I masz tam pałac?
Zdzisław się uśmiechnął.
— Chatkę mam tylko — rzekł.
Elsa popatrzała nań.
— Bardzo mi was żal...
Dziwna to była rozmowa... ile razy ojciec się zbliżał z kanonikiem, obojętna, gdy pozostali sami poufna... Zdzisław mógł się przekonać z tego, co mu Elsa szeptała, że była jedném z tych dzieci, co na życie całe pozostać niemi mają. Naiwność dziecięca i głęboki żal w téj duszy półsennéj, przejmowały go współczuciem.