Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/719

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A nieszczęśliwy Samoborski co na to? — spytała Stasia.
— Nieszczęśliwy nikomu szczęścia przynieść nie może — rzekł hrabia — i ani myśli o tém...
— Pewnie? — spytała gorąco Stasia.
— Mogłażeś go pani o to posądzać? — począł Zdzisław — serce w nim umarło... przyszłości nie ma, byłby niesumiennym, gdyby się komu narzucał.
— A jeśli ktoś mu się narzuci?
— O! nie! nie, — rozśmiał się smutnie Zdzisław — tego się nie ma co obawiać...
Kapitan nadszedł i przerwał rozmowę, która uspakajać się zdawała Stasię, troskliwą o przyszłość jego.
Jednakże w kilka dni potém, nadjechał do Suszy ksiądz kanonik bardzo wyfioletowany i pachnący... i na wstępie zapowiedział, że wiezie hrabiego do Mangoldów. Chciał się oprzeć Zdzisław, wymawiając chorobą — lecz ksiądz Starski mocno począł nalegać.
— Cóż to znowu? nie masz się czego obawiać, nikt ci gwałtu nie zada... Grzeczność nakazuje być. Nie będziemy długo bawili... Jechać trzeba koniecznie...
Zdzisław, który od wyzdrowienia nie ubierał się staranniéj, został zmuszony trochę się przystroić i zadość uczynić woli opiekuna.
Blady był, jeszcze osłabiony, mizerny i zdawał się wzruszonym mocno, gdy do pałacu Mangoldow-