Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W jednéj z najpiękniejszych okolic Wołynia, tym kraju płynącym mlékiem i miodem, kwitnącym lasami czereśniowemi, pozłacanym pszenicą, umajonym drzewy, przerzniętym strumieniami srebrnemi. W ziemi panów i podpanków. Samobory liczyły się zawsze do najżyźniejszych i najbogatszych majętności na kilkadziesiąt mil w około. Pański to był prawdziwie majątek, na którym nie bardzo trzeba było pracować, aby z niego mieć wiele, ani wysilać głowy, ani sypać pieniędzmi w ziemię, ani się troszczyć o gospodarstwa poprawę. Błogosławiony czarnoziem zaledwie poruszony pługiem i czasem potrzęsiony mierzwą, rodził sandomierskiéj równą pszenicę; udawało się na nim co rolnik zamarzył ... a dochody płynęły z łaski bożéj i bez troski. Zycie téż pędzili tu ludzie jak w raju, nie wyjmując włościan nawet, słynących z zamożności i dobrego bytu...