Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/666

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czór i przyjęła nazajutrz Alfa czuléj, serdeczniéj, niż kiedykolwiek...
— Czy mam jechać do Samoborów? zapytał — czyby mi pani nie dała instrukcyi? nie pozwoliła się rozmówić poufnie? obszerniéj?
— Przyjdź pan pojutrze do Suszy — ja tam będę pewnie cały dzień... Pozwalam...
I odeszła...
W Wólce wiedziano tylko, że hrabina mając wiele listów do pisania, miała cały dzień przebyć u siebie. Nie powróciła nawet wieczorem, dając tylko znać Stasi, że ją bolała głowa i że zapewne jutro przyjedzie. Jakoż zjawiła się około południa zupełnie zdrowa, dosyć wesoła, trochę roztargniona, a w godzinę potém nadjechał Alf. Widać, że wczoraj zapewne nie mógł być w Suszy, bo cały ten dzień o interesie Samoborów przegadali z sobą na osobności.
Stasia znajdowała swą przyjaciółkę dziwnie jakoś zmienioną, ale ożywioną, weselszą, niż wprzódy. Tylko na wspomnienie o Zdzisławie odpowiadała z niecierpliwością, że się na niego gniewa, że go nawet posądza, i że — go nie rozumie.
Wycieczki do Suszy powtarzały się dosyć często, lecz nie można było posądzać nawet hrabiny, bo w czasie każdéj z nich zjawiał się Alf w Wólce i bawił pannę Stanisławę... I w jego obejściu się, humorze, twarzy nawet, szczęśliwa zaszła zmiana. Swobodniejszy był, weselszy, zrezygnowany, hra-