Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Naprzeciw okien wisiały rzędem portrety familijne stare, ale w nowe ramy przybrane — a było ich tyle, że całą ścianę zajmowały. W końcu szafy kredensowe pełne sreber zdobiły wielce nakształt portyku z drzewa dębowego rzeźbionego urządzony bufet. Część jego otwierająca się na korytarz służyła do podawania potraw, które misterny mechanizm przenosił wprost do sali. Długie dwa stoły w kształcie olbrzymiéj ustawione podkowy, oczekiwały już na gości z piramidami cukrów i ciast, z wazami srebrnemi w pośrodku, z naczyniami porcelanowemi do kwiatów... Zastawa była książęca, a panna Róża mogła się gustem, z jakim ja urządziła, pochwalić. W przeciwnéj bufetowi stronie po nad drzwiami prowadzącemi do sal bawialnych, szerokość całą zajmowała galerya dla muzyki, która już stroiła się tam do grania... W górze słychać było głosy i śmieszki artystów mających patrzeć o głodzie na ucztę sardanapalową.
Zarządzający jednak dworem pamiętał dla nich o śniadaniu i o zapasie butelek, by mieli czém się pokrzepiać. Obiad już w kuchni miał być gotów znak wydany dla służby — gdy niebo, które się ciągle od rana chmurzyło i skwar coraz się powiększający — zaczęły nadciągającą burzę zwiastować. Od zachodo-południa stała na widnokręgu na pozór nieruchoma sina ściana obłoków, powietrze stawało się ciężkie, cisza złowroga, jak zwykle poprzedzająca nadejście chmury — od godziny już