Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/604

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ani przyjaciela serdecznego nie miał, ani téż wrogów między młodzieżą. Naraził się czasem prawdomównością, ale dąsającego się póty się starał udobruchać, aż tego dopiął; a im się kto na niego uparciéj dąsał, tém on więcéj koło niego zabiegał, póki nie rozbroił. Widzieliśmy go bez ogródki mówiącego prawdę Zdzisławowi, tak samo podżartowywał z Alfa i dogryzał po trosze Roszkowi, ze wszystkimi mniéj więcéj będąc dobrze.
Alf go lubił i słuchał, był to po Zdzisławie najpoufalszy jego powiernik, bo z Roszkiem choć na pozór dobrze, byli zawsze w jakichś ceremoniach lub sporze, który zamiast wybuchnąć i skończyć się porozumieniem jak z Majakiem, przechodził w chroniczną nabrzmiałość i trwał bez końca.
Majak zajmował na małéj uliczce ubogie mieszkanko pod strychem, w rodzaju tego, które Zdziś sobie był najął w początku, ale jeszcze szczuplejsze. Nieopodal mieszkał od niego o kilka domów Żabicki, który wszakże powagi swéj z ironią Majaka pogodzić nie umiał.
Jednego dnia, gdy pan Sylwester się wybierał do kliniki, w progu domu swojego ze zdziwieniem wielkiém spotkał Alfa, idącego na górę.
Byłby go może zrazu nie poznał, tak był zmieniony, lecz Robert z uśmiechem smutnym rękę mu podał... Był w żałobie, twarz miał ściągnięta i w osobliwszy sposób pożółkłą chorobliwie.