Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie mogłem nic uzyskać — oprócz gniewu, wyjąknął Zdziś; — jestem jeszcze pod wrażeniem jego... miéj litość nademną, miéj cierpliwość, zrazisz ją na wieki...
— Jak to?
— To charakter niezłomny, to kobieta, która władać może drugimi, ale sama sobą nie da zawładnąć... Alfie, na Boga — dosyć — nie mówmy o tém...
Z przerażeniem Alfons dostrzegł, że Zdzisław był wzruszony, wzburzony tak, jak go nigdy nie widywał. Dozwalało się to sceny jakiejś domyślać, któréj tylko wyraz mimiczny widzieli z okna, nie odgadując jéj treści.
— Cóż się stało? podchwycił Alf łamiąc ręce...
— Gniewa się na mnie! mówić mi nawet nie dała o odjeździe... Daj mi się uspokoić i ochłonąć...
Chociaż chora pani Robert’owa, postrzegłszy Alfa załamującego ręce, zarzuciła szal i wybiegła do ukochanego dziecięcia. Zdyszana, uciskając piersi rękami, szybkim krokiem zbliżyła się do tarasu i wpadła między nich, nim ją nadchodzącą postrzegli.
— Zdziś! na Boga! Co się Alfowi stało? Jak się skończyła rozmowa?...
— Gniewem i obrazą! zawołał Zdzisław — zatrzéjmy jéj pamięć — ani wzmianki więcéj... Czekać trzeba... łagodzić i zdać się na łaskę jéj, bo