Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziwne, a takiém jakiémś szczęściem i goryczą zalało całą jego istotę, iż osłupiały, drżący, pozostał nieruchomy, nie mogąc zebrać myśli...
Lękał się, aby go w tym stanie nie zastał Alf, który mógł nadejść; nie wiedział co począć, co mówić, jak postąpić... Czuł przyjaźń i sympatyę dla Herminii od początku, obawiał się tego uczucia i nie dawał mu rosnąć... teraz nagle podsycone buchnęło płomieniem... Piękna twarz Herminii stała przed jego oczyma z tém wyznaniem tak dziwnie i śmiało rzuconém... serce otwarło się... odżył. Ale wnet zobowiązania względem Alfa, przysięga... zdrada, którąby musiał to jakieś nagle spadające nań szczęście okupić, przygniotły go do ziemi...
— Nie mam innéj drogi — rzekł w duchu — jak ofiary dokonać... Morze głębokie... mogę przypadkiem utonąć.
Ale życia teraz mu tak żal było!... Pierwszy raz z ust kobiety usłyszał to słowo... Czułość pani Robert’owéj dla niego inny wcale miała charakter... Tam pociągnęły go zmysły, tu jaśniał przed nim ideał — wstydził się tamtych kajdan, temi był dumny... Tarł ciężące mu czoło, gdy posłyszał kroki Alfa, który nadbiegł spragniony słowa pociechy, i jak zawsze począł od tego, że mu się rzucił na szyję. Zdzisław go z lekka odepchnął...
— Mówiłeś z nią? ubłagałeś ją?...