Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/554

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiązało to jakieś uczucie nieokreślone — litości dla Herminii, dawnoby te więzy potargał...
Znużenie tém życiem, pożądanym prawie czyniło mu powrot na wieś, choćby do Suszy, zamknięcie się — odosobnienie, wypoczynek dla serca i ducha. Wyrzucał sobie brak energii, ale jéj nie miał, i tém więcéj cenił ją w Herminii...
I dla niego jak dla Alfa ta kobieta zagadką była...
Bez złéj myśli, pragnął kiedykolwiek poufalszéj z nią sam na sam rozmowy, lecz szpiegowano ich nielitościwie, upokarzająco, śmiesznie... i Zdzisław nie chciał podstępem żadnym zdobyć téj chwili... Alf, jego matka mieli ich ciągle na oku... Wyjść nie mógł nawet do ogródka, nie mając kogoś za sobą...
Długi czas przesiedziawszy samotnie nad morzem, Herminia powróciła do willi. Zbliżała się godzina obiadu. Widać było na jéj twarzy pewne znękanie, ale zarazem spokój, który daje siła wewnętrzna. Wszyscy współmieszkańcy tego domu obok niéj wydawali się rozgorączkowani i podraźnieni; ona miała postać i twarz wypogodzoną. Zdawała się ich nie lękać wcale, gdy oni z obawą spoglądali na nią.
I teraz po krótkiéj przechadzce, wróciła do willi, nie doznawszy żadnego wrażenia, mimo rozmowy z Alfem. Weszła do swojego pokoju, wzięła książ-