Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/546

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dodał gorzko Alf — matka chora... ja odepchnięty... Zdzisław dla ocalenia pozorów trzymany na uwięzi...
— Wszystko to, powtórzyła Herminia, było z góry przewidziane i zapowiedziane. Stworzyliście państwo to położenie, jam je lekkomyślnie przyjęła, musimy znosić...
Alf skłonił się z przesadzoną grzecznością kobiecie, szybkim krokiem zbiegł z tarasu, po schodkach, i znalazłszy się w ogródku, stanął przybity i zamyślony.
Herminia pozostała nieruchoma na swém miejscu. Patrzała na morze...
W willi, w pokoju, którego okna były przyciemnione żaluzyami od słońca, na szezlągu odpoczywała pani Robert’owa... Zmiana jéj twarzy, która już w dniu ślubu była widoczna, teraz stała się znaczniejsza jeszcze. Zestarzała nagle, zapadły jéj policzki i oczy, dwie plamy wypieczone, jak wykrojone paliły się, z obu stron twarzy wybladłéj.
Podparta na ręku, rzuciwszy książkę, którą czytała, oczy zatopiła w podłodze... Westchnienie się wyrwało z piersi, brwi namarszczyły, chwyciła za dzwonek i potrząsła nim niecierpliwie. Weszła służąca.
— Gdzie hrabia?
— Jest u siebie...
— Prosić go do mnie...
W korytarzu dały się słyszeć kroki i Zdzisław wszedł powoli. I on miał twarz smutkiem okrytą i jakby znudzeniem...
— Gdzie Alf? gdzie ona? spytała pani Robert'owa..