Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kiedyż mi pan pokażesz narzeczonego Stasi mojéj?
— Jak tylko da się mi pochwycić i pokazać... Niech się pani jednak nie łudzi listami jéj żartobliwemi, wiem to od ojca pani Stanisławy, że ona go szacuje — ale nie kocha — będzie to małżeństwo bez miłości z jednéj strony... Ojciec się spodziewa, że ona — późniéj się znajdzie...
— Biedna Stasia — dlaczegoż idzie za niego?...
— Nie wiem...
— Będę jéj odradzała — poczęła Herminia... to się nie godzi!
— A jeśli go późniéj pokocha?
— Późniéj? tak — lecz stawi na ten los życie...
Westchnęła Herminia...
— Gdyby go kochała, a on jéj nie kochał, rozumiałabym to jeszcze... ale tak...
Zdzisław nie zrozumiał i spytał:
— Jakto? proszę pani...
— Już nie wiem co mówiłam...
A po chwilce dodała:
— Smutnie się musimy ludziom wydawać. Ja jestem pewna, że nam z oczu kłamstwo czytają i mówią sobie: Panna idzie dla tytułu...
— A hrabiątko ubogie żeni się dla posagu, żywo dorzucił Zdziś — nie prawdaż?...
Popatrzali na siebie... Hrabia powoli wysunął rękę, prosząc jakby o białą dłoń leżącą niedaleko...
— Chcę trochę Alfa do zazdrości pobudzić.