Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wózek i kazał się zawieźć do Wilelmskich, chcąc jéj saméj wytłómaczyć jakoś przyjazd tych państwa. W progu spotkała go pani Róża, i z podbudzoną ciekawością rozpytywać go zaczęła...
Zdzisław tłómaczył jéj, że młody panicz był jego towarzyszem uniwersyteckim i dobrym przyjacielem, że jechał z matką na Podole, że ona uczuła się niezdrową, i pragnęła spocząć po znużeniu szybką podróżą.
A propos podróży — z uśmieszkiem poczęła profesorowa — możebym hrabiemu coś zajmującego powiedzieć mogła.
Popatrzała mu w oczy...
— Mangoldowie z Włoch powrócili.
Zdzisław był wielce rozczarowany względem Mangoldów, lecz przed oczyma jego stanęła twarzyczka tego ślicznego pączka różanego.
— Ja do Mangoldów już nie pojadę nigdy, rzekł — przykro mi, bobym Elsę chciał zobaczyć, ale po ostatniém zwłaszcza przyjęciu... niepodobna...
— A może się tam usposobienia zmieniły — dodała cichuteńko Wilelmska: może — może... Mam powody tak sądzić. Ksiądz kanonik mi mówił, że Mangold dowiedziawszy się o śmierci dzieci p. Sebastyana... sam go o hrabiego zaczepił, wyraził żal, iż przy ostatniém spotkaniu, z powodu nawału interesów, mimowolnie mógł mu uchybić... i nawet niby przez kanonika zapraszał.