Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kto? jaka? z oburzeniem odparł Zdziś.
— Powiem całą prawdę — kończył kanonik — nie idzie o p. Sebastyana — to kamienna dusza, jego nieszczęście chłostać może i nie skruszy — ale wiecie, że ożenił się z kobietą prostą, z wieśniaczką. Jest to istota nieszczęśliwa, zahukana przez despotę, pobożna, wierząca, dobra... Ona całą pociechę miała w dzieciach... ona kocha tego męża dzikiego i trwoży się o jego zbawienie, po tém dotknięciu ręką bożą... Ona to na klęczkach niemal, łamiąc dłonie prosiła mnie, abym się postarał was zbliżyć i pogodzić — skłonić, byście pierwszy krok uczynili... Bierze na siebie, iż u męża wybłaga oddanie znacznéj części majątku — kto wie, nawet samych Samoborów może... — „Myśmy tu moje biedne dzieci stracili, jam na ich śmierć patrzała, to miejsce przeklęte... Mąż tu przyszedł z zemstą w sercu i zemsta boża spadła tu na nas... Nam trzeba wrócić tam, gdzieśmy byli szczęśliwi. Po co nam to wszystko?...“
Tak mi mówiła ta nieszczęśliwa, kończył kanonik, a gdybyście ją widzieli wybladłą, spłakaną, przygnębioną, drżącą... i wasze dumne serceby zmiękło od téj żałości...
Hrabio, bądź wyższym nad pospolitych ludzi i gminne uczucia.
W czasie opowiadania kanonika, stał Zdzisław widocznie poruszony... Ta myśl, że choć ruina dawnéj wielkości, choć zniszczone gniazdo rodzinne