Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiéj chwili uważałem za stosowne przemówić do serca zatwardziałego, przypominając im was... Powiedziałem, że jesteście w sąsiedztwie i że prawdopodobnie mieszkać będziecie w Suszy...
Stary począł mnie rozpytywać o was... Czułości w tém nie było... ale — pewne zajęcie waszym losem. Spytałem go więc, czyby was widzieć nie pragnął i czy nie poleciłby mi starać się o to, abyście go odwiedzili.
— Księże kanoniku! zżymnął się Zdzisław — to niepodobieństwo...
— Słuchajcież cierpliwie! mówił kanonik chłodno, popijając kawę po trosze...
Stary zamilkł i głową trząść począł...
Jejmość nań błagająco spojrzała — nie mówił długo nic, naostatek... rzekł:
— „Nie starajcie się o to — a jeśli przybędzie sam — zobaczymy.“
Mówiliśmy potém długo o innych rzeczach... i wnoszę ze stanu ducha tego człowieka, że — że — gdybyście się przemódz potrafili...
Hrabia oburącz pochwycił się za głowę.
— Ks. kanoniku, proszę, błagam nie żądajcie tego odemnie — to nad siły moje — nie mógłbym się zwyciężyć... Jakiż cel? Przebaczam mu, jeśli chcecie, ale żyć z nim żadne prawo nawet ewangeliczne zmusić mnie nie może... Krok mój dziś byłby i musiałby być fałszywie wytłómaczony —