Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żabicki prawie codziennie bywał w Wólce. Ani kapitan, ani Stasia nie mogli już wątpić, że odwiedziny cel miały. Któż wie? może jedno wyzwanie do tańca w owym dniu pamiętnym... zasiało w duszy spokojnego Żabickiego to uczucie, na które teraz chorował. Miłość to była poważna, na pozór chłodna, ale głęboka i spokojna. Panna Stanisława ani jéj wyzywała, ani odpychała. Starała się go poznać bliżéj, i zabrana znajomość musiała wypaść na korzyść Żabickiego, gdyż byli z sobą w bardzo dobrych stosunkach. Przyszły doktor medycyny, nie objawiając uczuć swoich, kochał się szalenie; panna Stanisława... miała dlań — szacunek...
Tak przynajmniéj przyznała się przed ojcem, który jéj o to zapytał.
— Zakochana w nim nie jestem — powiedziała spokojnie — ale mi się dosyć podoba, człowiek stateczny, charakter szlachetny... przyszłość zapewniona... Zdaje się, że błędny rycerz, coby mi idealne przywiózł szczęście... spóźnił się i nie przyjedzie... więc — tatku — zobaczymy!!
Kapitan ją pocałował w czoło.
— Nie masz bo się znowu czego tak śpieszyć.
Stasia westchnęła...
— Wszakże się nie oświadczył jeszcze, i widzę