Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

większyła, zbiedniał jakoś, a ubranie dowodziło zaniedbania, czy oszczędności — ale pewno nie elegancyi. Surdut wyszarzany pozbył się większéj części niepotrzebnych guzików, bo i dziurki, do których wchodziły niegdyś, były porozrywane. Koszula zmięta na szyi, okręcona była rodzajem chusteczki, któréj końce zdawały się poszarpane. Reszta ubioru nie trzymała się w równowadze, opadając razem z kamizelką na lewo...
— O jakżeśmy hrabiemu radzi! rzekł profesor ręce składając — szczególniéj ja...
To mówiąc kij postawił.
— Chodźmy, dodał, do osobnego pokoiku, abyś hrabia odetchnął... troszeczkę...
I nie pytając Zdzisława wprowadził go Wilelmski do małéj stancyjki, sadzając na kiwającéj się kanapce...
— Jakże kochanemu hrabiemu... studya — uniwersyteckie studya...? hę? Żabickiego tu widziałem, ale z tym do ładu dojść nie można... od niegom się niewiele mógł dowiedzieć...
A my tu — westchnął — żyjemy... at! wlecze się to — pensyjkęśmy założyli w miasteczku, mniéj to kosztuje... Moja Różyczka kochana prowadzi ją po mistrzowsku, ja u niéj nauczycielem i stoję pod jéj rozkazami. Opływam w szczęściu! co za kobieta! mówił ciągle zapluwając się Wilelmski: co za takt! co za głowa! co za serce!..
Tu pochylił się nieco do Zdzisia, dając mu po-