Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mittował, i bez woli prezesa, bez wiadomości jego najmniejsza rzecz się w domu nie działa.
Dom to był jeszcze patryarchalny, w którym miłość płaciła za wszystkie troski życia. Rodzina trzymała się spójną gromadką i wspólnie biedy i utrapienia znosiła.
Prezes jak dla siebie był nieopatrzny, tak i nieszczęśliwe Samoborskie sprawy przespał, zbytnio ludziom zaufawszy; ale też szczeremi łzami opłacił ten swój błąd, i nie można mu było wspomnieć o nieboszczce hrabinie, o losie jéj syna, bo zaraz płakać zaczynał...
Ile razy kto z obcych napomknął o Samoborskich, a wiele teraz tu o nich mówiono z powodu pana Sebastyana, prezes milknął, spuszczał głowę i słowa się nie odzywał, a potém przez cały dzień wzdychał... i bywało tak, że jeść nawet nie chciał.
Syn téż i córka przestrzegali zwykle gości, aby nie tykali przy nim tego przedmiotu. Hrabia Zdzisław parę razy, wyjechawszy, pisał do prezesa, lecz od kilku miesięcy już zaniedbał téj formalności. Opieka się była skończyła, jeden tylko interes więcéj niż wątpliwy pozostał przy Mohyłach... w ich rękach był prywatny skrypt na kilkadziesiąt tysięcy złotych należnych od niejakiego pana Kazanowskiego. Stary to był dług odwieczny, któremu Kazanowski ów nie zaprzeczał, ale go zapłacić nie mógł.
— Co acindziéj panie prezesie chcesz, kiedy nie