Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powracał do zwykłego trybu życia, wyrzucając sobie, że się mar próżnych mógł przestraszyć.
Alf przyszedł do niego z pytaniami do łóżka; odpowiedział mu ogólnikami... Potém zawołano na śniadanie; pani Robert’owa przybyła także w rannym stroju wielce wytwornym, ale poważniejsza smutniejsza niż zwykle. Uścisnęła Alfa z podwójną, prawie namiętną czułością, spojrzała na Zdzisława jakby z wymówką jakąś... Zaczęła snuć plany na dzień następujący...
Zdzisław milczał, — z panią Robert’ową powróciły mu te trwogi wieczorne. Widok téj kobiety czynił na nim dziwne wrażenie niewoli. W istocie władała nim despotycznie, oprzeć się jéj nie umiał, za późno było może wyłamać się z tego jarzma...
Przez cały ciąg opowiadania matka Alfonsa ukradkiem tylko spoglądała na Zdzisława... potém wysłała syna po jakiś sprawuneczek na miasto... Zdziś chciał wyjść także; kazała mu się zatrzymać.
Pozostać z nią sam na sam tym razem było mu przykro, lecz... musiał. Zaledwie się drzwi za Alfem zamknęły, gdy pani Rober’owa zwróciła się gwałtownie ku niemu.
— Zdziś! śmiałeś się wczoraj ze mnie! zawołała — co to miało znaczyć? Jestem więc tak niedorzeczna?... mów...
— Nie mogłem się nie rozśmiać — odezwał się