Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żyło było w uniesieniu. Klaskano bez końca... Dziewczę się śmiało z radości i kurtyna zapadła. Widzowie się rozchodzili, gaszono światła w budzie, książę pozostał ostatni. Chudy jegomość w trykotach i hiszpańskiéj kryzie zajmował się uporządkowaniem parteru, gdy syknąwszy nań, książę go do siebie zawołał. A miał postawę pańską i poznać w nim było łatwo, do jakiéj sfery należał, a raczéj z jakiéj wychodził. Począł od zyskania sobie rublem życzliwości Hiszpana.
— Mój kochany, rzekł — co to jest ta wasza Lorka?... zapytał.
Chudeusz popatrzał długo na pytającego, od stóp do głowy go obejrzał i odparł:
— Nasza Lorka, jaśnie panie — jeśli się tak wyrazić godzi, perłą jest i fenomenem. Nic podobnego na świecie nie było, nie ma i nie będzie.
Rozśmieszył tém księcia JMości, który dobył z niego wreszcie wiadomość, iż Lorka była córką entreprenera, ale z pierwszéj jego żony, czy też krewną bardzo blizką, bo różnie o tém mówiono.
Rozmowa z chudeuszem wyciągnęła na scenę i samego pana entreprenera, za nim siłacza i ekwilibrystę, stróża i psa nawet należącego do personelu. Był to pudel, który zgadywał na jarmarkach kto w kim się kochał i liczył do dziesięciu. Wyszła za nim Lorka, tak ubrana kuso i wygorsowana, jak była na scenie...
Entreprener domyślił się zaraz z kim i o co