Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bry okaże. Rączki ma drobne i dosyć ładne, figurkę zręczną, ale to jeszcze dziecko...
Tylko mi o tym starym nie mówcie! nie chcę go znać!!
Zdziś nie mógł się wcale dowiedzieć co się stało, milczano o przyjęciu. Przy obiedzie zamyślona pani Robert’owa, nie śmiejąc się Alfkowi sprzeciwiać, utrzymywała wszakże, iż sobie wdzięczniejszą i milszą znaleźć może...
— Masz czasu dosyć... rzekła... ja ci się sprzeciwiać nie umiem, nie mam na to siły... ale dopilnuję, żebyś się nie spieszył... Trochę motylić się téż młodemu człowiekowi nie szkodzi... nabiera doświadczenia...
Przy końcu obiadu, przeciw złemu humorowi zażądała pani Robert’owa szampana, zapaliła wcześnie cygaretkę, i pijać zdrowie Zdzisia, odzyskała w istocie trochę wesołości.
Stała się szyderską.
— Twoja Herminia trochę mi ładną Cygankę przypomina — odezwała się do syna... a ojciec już nie wiem kogo... Coś podobnego chyba w gabinecie figur woskowych widzieć się zdarza. Któżby się w tym zakrystyanie z białą chustką na szyi spodziewał arystokraty!... Cha! cha! cha! Mitry książęce... więc chyba Hohenzollern godzien będzie ręki panny Puciatówny. C’est parfait...
Żeby choć pieniądze mieli? ale ręczę, że to tam