Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i hrabiego uwalniając od odczytów, a wzywając na obiad na który Alfons też Roszka poprosił. Z niemniejszą niż wczoraj ciekawością i powtórnie łamiąc postanowienie co do stroju skromnego — ubrany bardzo wykwintnie, poszedł Zdziś na oznaczoną godzinę.
W saloniku zastał wczorajszą swą znajomość niemal świeższą i piękniejszą jeszcze niż wczora. Biały dzień wcale jéj wdzięków nie ujął. W ubraniu zaszła ta zmiana, że suknię wzięła strojniejszą, więcéj wyciętą i dozwalającą admirować monumentalne białe ramiona. Lekka narzutka koronkowa tylko dla formy nieco je pokrywała...
Z poufałością dawnéj dobréj znajoméj podała rękę Zdzisławowi i posadziła go zaraz przy sobie. Roszek jeszcze był nie przyszedł... Mówiono o Berlinie. Pani Robert’owa znajdowała, że kobiety w nim były nieładne i żadnéj dystynkcyi nie miały, a mężczyznom zarzucała sztywność żołnierską.
— Prawda — dodała — że to wszystko ludzie są, co byli lub będą żołnierzami...
Roszka wchodzącego powitała téż uprzejmie, i na chwilę nawet wdzięczyła się trochę do niego, ale gdy odszedł na stronę, szepnęła Zdzisławowi:
— Ale jakiż brzydki! et si commun... jeśli siostra podobna...
Zdzisław się rozśmiał...
— Bardzo dobry chłopak — rzekł broniąc go...
— A nie przeczę... ale jakiż niepiękny!...