Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieć musiała staranie. Nawykła do uwielbień i hołdów, nawet w téj chwili, gdy syn ją najmocniéj zajmował, nie mogła się powstrzymać od pozowania na bóztwo...
Najmniéj przystawała do niéj powaga, na którą się siliła...
Niezmierna żywość i zuchwałe trzpiotostwo, jakby mimowolnie dobywały się z pod przybranéj maski.
Zdzisław począł się unosić nad swém szczęściem, nad drogą dlań przyjaźnią Alfonsa...
— A! bo wy dla siebie jesteście stworzeni... przerwała pani Robertowa! a nie ma szczęścia, jak znaleźć w życiu sympatyczną istotę!
Bądźże pan zawsze u nas jak w domu... a ze mną jak z krewną... jak...
Nie dokończyła, i w téj chwili zwróciła się weseléj:
— Nie mam nikogo znajomego w Berlinie, będę się bardzo nudziła... Zapraszam hrabiego raz na zawsze o każdéj dnia porze... jak do własnego domu...
To mówiąc uśmiechała się, poprawiała rozpuszczone w pukle włosy, igrała białemi rączkami i świeciła pierścieniami, których paluszki były pełne, oka prawie nie spuszczając z hrabiego, który wejrzeń tych nie mógł wytrzymać, i unikać się starał... Czyniły go one niespokojnym...