Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chwila, i własny brak woli a energii wypełniała charakterem panny Róży. P. Paklewska nie wyjeżdżała na krok, nie oddalała się od dworu, dzień i noc musiała siedzieć przy swéj „dobrodziejce“.
Tak zręczny dworak jak professor, wiedział dobrze, iż trzeba było zyskać pannę Różę, aby mieć łaski hrabiny. Nie omieszkał więc żadnéj zręczności, by się jéj przypochlebić. Można go było nawet posądzać, że się starać zamyśla o starą pannę, tak był nadskakujący i miły dla niéj, tak odgadywał myśli jéj i życzenia. Panna Róża wolałaby była może młodego Żabickiego, na którego często rzucała wejrzenia, ale ten nie uchybiając jéj, trzymał się z daleka. Trzeba więc było z biedy zadowolić się poddeptanym profesorem, wielbiącym nadzwyczajny rozum i serce panny Róży.
We dworze panna Paklewska była rzeczywiście potęgą. Przez jéj oczy patrzała „anielska“ hrabina; narażenie się jéj wywoływało gniew i nieprzebaczoną urazę pani. Nikt dobrze nie umiał określić właściwie, dobrą czy złą była ta wszechmogąca panna Róża, lecz że była niesłychanie zręczna i przy pozornéj prostocie niezmiernie przebiegła, o tém wiedzieli wszyscy. Nikt nie mógł jéj nic zarzucić, na niczém ją takiém poszlakować, coby jéj ujmę czyniło, surowa była dla innych, ale nie interesowana dla siebie. Wiedziano, że hrabina sowicie ją obdarzała, lecz i panna Róża była dobroczynna, a pozorną delikatność posuwała do tego stopnia,