Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Chciałem, ażebyście trochę spróbowali iść o własnéj sile...
Zdzisław się zarumienił.
— Dobrze to, rzekł, ale pozwólcie mi zawsze na waszą przyjaźń rachować. Nie łudzę się — potrzebuję jéj. Siłę będę się starał wyrobić...
— Chcesz stać ze mną? zapytał zawahawszy się...
— Stanowczo, nie — odparł Żabicki — potrzeba byście byli sami, a ja się zawsze znajdę w odwodzie, gdy będę potrzebny...
I silnie, serdecznie ścisnął dłoń wychowańca...
Rozmowa nie miała końca, o tylu a tylu rzeczach z przeszłości i teraźniejszości potrzeba było nagadać się i naradzić. Żabicki przybył z postanowieniem chodzenia na medycynę; zdziwił się niezmiernie, gdy Zdziś pod wpływem wczorajszego wieczoru i dzisiejszego ranku oświadczył mu, że — salve melioratione, myśli zostać matematykiem...
Żabicki mocno potrząsł głową.
— Nie zdaje mi się, byście do tego mieli usposobienie — rzekł po cichu — ale...
— Muszę je wyrobić w sobie...
Zdzisław prowadził przyjaciela, aby mu swe mieszkanie pokazać, i byli najżywszą zajęci rozmową, gdy szybko przejeżdżający powóz zwrócił ich oczy i Zdziś stanął jak osłupiały...
Niepodobna się było omylić — mignęli mu przed oczyma: Elsa, Mangold i straszna kuzynka wyfiokowana przerażająco. W myśli swéj szukał ich po