Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dując w tém rodzaj pociechy, że walczyć, cierpieć i pracować będzie musiał. W młodości wszystko, co z sobą przynosi jakieś życie nowe, jest pożądane — spoczynek jeden straszny...
Zdzisław marzył teraz o walce, jak niedawno o świetnéj przyszłości... a ubierał ją w szaty dramatyczne, nadawał jéj urok poezyi — który ona ma rzadko... Były to tylko innego rodzaju niebieskie migdały.
Rzeczywistość ze swą prozą, trywialnością, powszednim brudem, nudą, słotą i pluchą cichą — nie była mu znana nawet, nie wchodziła w żaden rachunek... Zamiast płaszcza purpury ze złotem, widział tragiczną szatę i koturn i patrzał już jak mu z niemi będzie do twarzy. Młodzieniec jak on, dziwną losu niesprawiedliwością dotknięty, walczący heroicznie z ubóstwem, nie wzdrygający się ani razowego chleba wieśniaczego, ani chudego jadła biedaków — miał także swój urok i musiał na świecie obrócić oczy i serca ku sobie. Nie wątpił, że współczucie powszechne i zajęcie towarzyszyć mu będzie, że ludzie napraszać mu się zechcą z posiłkiem, radą, protekcyą, które on z uczuciem godności uchylając — o własnéj sile pójdzie ciernistą drogą żywota. Czuł w sobie wszystkie warunki bohatera poematu... i obiecywał nim zostać... W świetle jakiémś byronowskiém błyskała mu przyszłość wspaniała na szerokiéj widowni świata...
Skromnie jednak spowiadał się ze swych planów