Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzeciego dnia ułożyć powolnie przeniesienie w lektyce do miasteczka. Tegoż dnia panna Róża musiała jechać przygotować mieszkanie, a gdy przyszło do tego smutnego opuszczenia Samoborów — gdy lektyka stała już u drzwi, musiał doktor, Żabicki, prezes, kapitan postawić straże dokoła i sami otoczyli ganek, aby p. Sebastyan nie napadł choréj i nie dobił jéj jakiém słowem złośliwém. Zdzisław szedł pieszo przy matce, zapuszczono firanki umyślnie, i z tym żałobnym pochodem poszli wszyscy daleko za dwór w ulice, aby zapewnić się, że garbusa nie spotkają.
Zdzisław nie pozwolił nic zabierać z domu, co nie było dla matki konieczne. Sam on porzucał rzeczy swoje na łup napastnikowi, aby mu nic nie być winnym.
Gdy lektyka niesiona powoli przez dwóch dawnych sług dworu, ruszyła z przed ganku, — garbus znajdował się u drzwi oficyny, zdawało się, że wybieży i zaskoczy drogę, co byłoby nieochybnie krwawe wywołało zajście. Musiał to przewidzieć, spostrzegłszy groźne postacie stojące dokoła, zachował się bowiem biernie. Z rękami w kieszeniach stał we drzwiach oficyny i patrzał tylko szydersko się uśmiechając... Lektyka nie była jeszcze za wrotami, gdy zerwawszy się pobiegł do opróżnionéj sypialni hrabiny — aby natychmiast i tu zburzyć co po niéj zostało... Nikt z tych, co towarzyszyli hrabinie Julii, nie miał tu już powrócić, wszyscy opusz-