Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To mówiąc miał wchodzić do pałacu, gdy urzędnik go wstrzymał.
— Przepraszam pana, rzekł: ależ nigdy i nigdzie w świecie tak się nie postępuje; każdemu się daje czas do wyprowadzenia.
— Jakto? nawet rozbójnikowi? śmiejąc się zawołał garbus... nawet rabusiowi, co ci zabrał i kilkadziesiąt lat trzymał ojcowiznę, usadowił się w niéj, rozpłodził?... Cha! cha! Ja go mam za to z wielkiém uszanowaniem prosić, ażeby mi raczył ustąpić!
— Kobieta! na miłość Boga! zawołał doktor, stając naprzeciw pana Sebastyana.
— Ja nie jestem z tych ludzi, co delikatne kobiety szanują i robią z nich lalki... nie — rzekł garbaty — kobieta u mnie pracuje ze mną, cierpi ze mną i nie ma większych praw dlatego, żeśmy ją słabą zrobili.
Dajcież mi z waszemi morałami święty pokój! dodał gwałtowniéj. Jam tu nie przybył się rozczulać, romansować i łzy lać nad nieszczęśliwymi, ale pomsty szukać nad winnymi i odzyskać co mi zabrano....
I ominąwszy doktora i urzędnika, którzy stali zmieszani, śmiało wszedł do pałacu rozglądając się dokoła. Przytomni: prezes, doktor, kapitan, urzędnicy popatrzali na siebie, a w końcu poszli za nim zwolna. Jeśli będzie śmiał wejść do pokoju hrabiny,