Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

syć długiém oczekiwaniu wszedł zaspany kasyer z książką pod ręką i małym zwitkiem...
Kazano mi złożyć kasę — rzekł ale w kasie nie ma tak jak nic... Tylko cośmy młodego hrabiego wyprawiali, wyczerpało się do grosza... Hrabina kazała naprzód raty od arendarzy pościągać, na wełnę wiosenną wzięliśmy zadatek, słowem musieliśmy szukać grosza, aby na bieżące potrzeby wystarczyć... Niech Pan kapitan zajrzy w książkę kasową, mam kilkaset złotych zaledwie, a i to weszło przypadkiem z zaległych czynszów od budników.
To mówiąc złożył na stole papiery i czekał...
— Jeśli pan gdzie we dworze wiesz u kogoby mogły być pieniądze skarbowe, bądź tak dobry natychmiast je ściągnąć.
— Cóż to się stało? proszę kapitana? zapytał kasyer — wojna? Turcy?
— Coś nakształt tego, ratuj pan co możesz — dodał kapitan.
— Ale u nas wszędzie pustki? odparł kasyer, myśmy pół roku pensyi nie brali.
— Zrób co można...
Młody chłopak popatrzał, ruszył ramionami i stanął z boku.
W téjże chwili wnosić zaczęto srebra, które w niedostatku innego sposobu pakowania zrzucono w dywany zdjęte z posadzek w pokojach. Ludzie