Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

domu; bracia jéj straciwszy majętności znaczne, resztki ich sprzedawszy, powynosili się i osiedli za granicą. Do nich téż odzywać się nie było sposobu... Sami oni z wielkiemi tytułami i pretensyami mieli fundusze obojgu nie wystarczające. W kraju nie było nikogo, oprócz tak dalekiéj i zobojętniałéj rodziny, o któréj się zapomniało, że dziś się do niéj odwoływać było niepodobieństwem. Mały posag hrabiny, nie zapewniony na dobrach, na których miała dożywocie, odzyskany być nie mógł — prawnie śladu po nim nie zostało.
Ruina więc zdawała się tak nielitościwie zupełną, iż prawie nic z niéj uratować nie było podobna. Pretensye przyznane garbusowi, który się dopilnować umiał, przechodziły tak dalece wartość Samoborów — iż sekwestr musiał dotknąć ruchomy majątek, który szedł na ich zaspokojenie.
Wszystko to chwilami zdawało się prezesowi niepodobieństwem, snem, zmorą — a w chwilę potém czując w kieszeni papiery, które wiózł, przekonywając się, że to była prawda i rzeczywistość, stary bezsilnie płakał i modlił się.
Noc już była, bo księżyc wschodził późno i nie doczekał się go prezes, — gdy przed ganek w Wólce zajechał, ledwie się dokołatawszy do bramy. Wszystko tu spało, tylko w salonie widać było światło przez story i słychać muzykę. Stasia, która po nocach grać lubiła, biegała po fortepianie, marząc na nim... i bujając po klawiszach. Nie posłyszała