Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przysądził... nie stanie Samoborów... pójdą z torbami!
— Toć nie może być — toć bratanek wasz!
— Jaki mi on bratanek — to hrabia, a ja chłop... jużem wam mówił, że u mnie familii nie ma... Swoje dzieci znam, reszty nie znam...
— I nie powstydzisz się pan obywatelstwa, publiki... sądu ogólnego...
Garbaty się pociesznie w boki wziął.
— Ja się nie wstydzę przed Panem Bogiem z tém stanąć, a myślicie że się zlęknę, gdy na mnie trzech żółtobrzuchów oczy wyrapi?... Albo ja z niemi będę żył, albo ja o nich dbam, albo oni mnie braty, czy swaty?... Nie ma trybunału na świecie, coby mi nie powiedział: Łepski jesteś Sebastyanie, nie dałeś się w kaszy zjeść — jadłeś ty rzepę i kartofle bez omasty, niechajże i oni ich skosztują... Nie byłeś waszeć w mojéj skórze i nie wiesz com wycierpiał... nie wam mnie mierzyć i sądzić.
Prezesowi głowa opadła na piersi.
— Mój Boże! zawołał jakby sam do siebie — gdy pomyślę o losie tego dziecięcia! téj kobiety...
— Serce masz asindziéj miękkie, jak widzę, odparł garbus: to nic potém... Ja mu dobrodziejstwo wyświadczę temu gagatkowi! A tożby zgnił tak w tych pieszczotach pańskich, sparszywiał, i byłby taki jak ojciec, albo jak drudzy, do tańca może, ale ani do różańca, ani do zarwańca... Jak